Niepewność wciąż podmywa fundamenty podjętych decyzji.
***
Mam nadzieję, że osoby które właśnie to czytają czują się dobrze i że to małe coś w głowie u nich jeszcze nie wygasło. O tym małym coś mam namyśli oczywiście wyobraźnie. Użyjcie właśnie tego czegoś i umieście w nim następujący obraz. Dzisiaj rano ktoś umarł. Może był to koś ważny dla ciebie, a może to tylko człowiek który nie jest dla ciebie nic warty. Jeśli pomyślałeś o tym drugim to zastanów się nad tym. On nie znaczy dla ciebie nic. Ale na pewno ten ktoś miał rodzinę. Miał babcię, dziadka, mamę, tatę, siostrę, brata, żonę, męża, dzieci. A w tej chwili właśnie oni stracili dla ciebie nic nie wartą osobę.
Aby tego było mało, ta osoba mimo, że była ci prawie, że obca to jednak coś cię z nią łączyło. Wspólne przeżycia, przygody może nawet jakieś uczucie. Ona nie żyję. Nie ma jej. Życie jest jak gra. Chyba tego nie muszę tłumaczyć bo za pewne każdy z was grał kiedyś w Monopoly czy w inną grę planszową. Teraz wyobraźcie sobie zakapturzoną postać. Podły czarny charakter, a jej imię to Śmierć. Ona jest głównym graczem i gra z samym sobą. Wy się nie liczycie, wy jesteście tylko jej pionkami. Ona ustawia sobie was według swoich reguł. Ty umierasz ktoś inny żyje. Ty żyjesz ktoś inny umiera. To chyba wyrównana gra?
Ta gra jednak nie była wyrównana dla blondyna - Niall'a Horna z Dystryktu 4 podczas Głodowych Igrzysk. Kiedy pochyliłem się nad nim, aby złożyć "ostateczny pocałunek" i wziąć go w swoje ramiona, coś mną tknęło. Znaliśmy się z Niallem od dawna. Już nie raz się o mnie ocierał, grał ze mną jednak ja zawszę dawałem mu fory. Zawsze. Tak i tym razem.
Tak jak powiedziałem kilka linijek wcześniej on prawdę mówiąc był dla mnie nikim. Jednak to "NIKT" dla innych znaczy "WSZYSTKO". Niall w Czwórce miał mamę, tatę, babcie, dziadka i dwie starsze siostry. Miał nawet dziewczynę która go kochała, ale cały czas to przed sobą ukrywała.
Niall Horan nie umarł. Niall'owi Horan'owi zatrzymało się serce. Jednak dusza dalej w nim tkwiła i nie chciała się oddać w moje ramiona.
Kiedy przyjaciele wynieśli go do lasu i jego ciało czekało, aż ludzie z Kapitolu go zabiorą, ja pracowałem. Popchnąłem jedną z osób w kierunku gry,a Niallowi wskrzesiłem sercem.
Jedna osoba umarła, druga mogła przeżyć.
Losem tej jednej osoby nie interesował się nikt, pomogłem jej.
Niall'a kochało dużo ludzi, pomogłem mu.
Widzicie?
Nawet Śmierć potrafi mieć uczucia.
***
Przetarłam oczy, gdyż wydawało mi się, że zbyt długie przesiadywanie na arenie powoduje fatamorganę czy coś w tym znaczeniu. Jednak on tam stał. Żywy Niall. Lecz dlaczego tak trudno było mi w to uwierzyć? Podeszłam do niego i próbowałam go dotknąć jakby był przejrzysty. Bałam się, że to może wszystko mi się śni i gdy się obudzę wcale go tam nie będzie. A może on teraz ukazał się jako duch?
Kiedy go dotknęłam okazał się prawdziwy. Zapewne to co przeczytaliście dziwnie zabrzmiało, ale niestety taka jest prawda.
- Niall?
- Przyszłaś mnie dobić kochanie?- szepcze Niall,
Stoję jak wryta i nie mogę zacząć normalnie funkcjonować. Wydawało mi się, że kiedy Niall "umarł" nie potrafiłam sobie wyobrazić dalsze funkcjonowanie mojego życia teraz jednak kiedy na niego patrzę wolałam go martwego. W ogóle to całe wyobrażanie tego, że mogłabym być jego dziewczyną było chore.
Popatrzyłam na niego jeszcze raz i przez chwilę nawet przebiegła mi myśl czy nie strzelić do niego z łuku. Przynajmniej ludzie z Kapitolu by się nie nudzili.
I teraz możecie pomyśleć, że zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie ale na nic innego nie mogłam wpaść w tamtej chwili.
Podniosłam ciężki przedmiot z ziemi i rzuciłam nim w kierunku blondyna. Przy rzucie zamknęłam oczy odwróciłam się i zaczęłam biec w nie znaną mi stronę.
Wiatr porywał w swoje objęcia moje poplątane włosy robiąc z nich kupkę siana. Łzy ciekły mi po policzkach zamieniając się w szklane, zimne stróżki. Starłam je dłoniom gdyż nie chciałam aby pozostał po nich jakikolwiek ślad.
Miałam wrażenie, że okrążyłam całą arenę przynajmniej dwa razy. Kiedy odnalazłam naszą kryjówkę wpadłam do niej upadając na śpiącego Drake'a.
- Jezus Mariusz! Rose! Co ty do cholery robisz?
- Znalazłam Niall'a.- Nawet nie wiedziałam kiedy te słowa padły z moich ust. Tak bardzo nie chciałam aby się o tym dowiedzieli, a jednak moja jak zwykle nie wyparzona morda musiała się otworzyć tym razem.
- Na prawdę? Co mu jest? Gdzie on jest? Czemu nie ma go z tobą?- poleciał sznur pytań z ust mojego kolegi.
- Jest martwy.- skłamałam bo prawdę mówiąc tylko na tyle było mnie stać. Chciałam go tylko jak najszybciej wymazać z pamięci. Gdybym wcześniej miała możliwość spotkania go w innych okolicznościach możliwe, że bym się zgodziła jednak teraz wolałabym jakby go w ogóle nie było tutaj, jakby w ogóle nie istniał, jakby był martwy.
Drake'owi uśmiech szybciej zszedł z twarzy niż się pojawił. Wiedziałam, że kłamstwo nigdy nie wyjdzie mi na dobre, ale nie mogłam mu przecież powiedzieć, że Niall jest żywy i czeka w lesie najprawdopodobniej z raną wielkości dużego orzecha włoskiego.
Na niebie nie pokazano jeszcze poległych trybutów dlatego uzgodniłam sobie w myślach, że zanim usłyszę hymn opuszczę Katie i Drake'a wymykając się cicho.
Poczekałam z godzinę lub dwie, aż Drake ponownie zapadnie w sen i przeszłam do działania. Zabrałam zielony plecak na którym zawsze leżałam. Po napadzie mgły zostało nam nie wiele zapasów dlatego postanowiłam, że nie zabiorę tego zbyt dużo. Włożyłam jeszcze kilka potrzebnych mi do przeżycia rzeczy i wyszłam jak gdyby nigdy nic.
Przeszłam dość długi kawałek i przystanęłam na chwilę. Jaskinia nie była już całkowicie widoczna i szczerze mówiąc troszkę mi ulżyło. Zaczęłam biec. Chciałam uciec od tego jak najdalej.
Biegłam i po raz kolejny moje oczy zaszkliły się. Było by ze mną wszystko w porządku gdyby nie fakt, że wpadłam do jeziora na głębokość co najmniej dwóch metrów.
Jako, że urodziłam się w czwórce dobrze wiedziałam jak się pływa dlatego nie sprawił mi żaden problem dopłynięcia do brzegu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jestem w żadnym tam jeziorze tylko w morzu, a brzegiem nie jest co innego jak wyspa, a raczej róg obfitości.
Nagle stało się coś co szczerze mówiąc pamiętam jak przez mgłę.
Zaa rogu wyłonił się chłopak z trójki ( miał na imię Harry? kto to do cholery wie) i rzucił się z nożem w moją stronę. Nie myślałam za dużo w tamtym momencie. Wyciągnęłam strzałę z kołczanu i naciągnęłam ją na cięciwe. W ciągu dwóch sekund strzała przebiła mu krtań jednak on zdążył rzucić w moją stronę swoją broń. On padł martwy, a w moim brzuchu zagościło ostrze. Z tego wszystkiego pamiętam tylko, że piekło. Piekło i bolało gorzej niż jakikolwiek inny ból którego doznałam w moim życiu.
Później nastąpił mrok. Coraz ciemniejszy, aż w końcu nie widziałam niczego.
Przechadzałam się po łące, nie miałam na sobie butów, a zamiast mokrej trawy czułam jakbym stąpała po chmurach. Nagle w moje oczy uderzyło mocne światło i czułam się jakbym powoli stawała się ślepa. Zbliżała się do mnie ciemna postać o blisko nieokreślonych kształtach. Zaczęłam się cofać jednak ona podniosła dłoń w takim geście jakby chciała mnie uspokoić. Stanęłam w miejscu i czekałam na dalsze rozwinięcie akcji. Zbliżał się do mnie mężczyzna. Jednak nie był to zwykły mężczyzna lecz mój tata.
- Rosalie...
- Tata?
- Tak Rosalie, posłuchaj mnie uważnie. Strasznie mi przykro z powodu całej tej beznadziejnej sytuacji lecz na to nic poradzić nie mogę. Ale słuchaj, na arenie zostało was tylko sześciu. Ty, Niall, Katie, Drake, dziewczyna z dwójki i jej partner. Masz wielkie szanse wygrać jednak nie o to chodzi. Nie chcę abyś zabijała jeszcze więcej. Nie chcę aby tak cię zapamiętali.
- To co mam zrobić?
- Wymyślić coś innego coś co nigdy nie zdarzyło się w historii Głodowych Igrzysk.
- Tato, czy ja umarłam?
- Nie Rosalie, to jeszcze nie ten czas. Spieprzaj stąd, rozpierdol wszystko co się da niech jebnie z hukiem, aż tutaj w górze będzie słychać. *
Wtedy coś pociągnęło mnie na dół.
________
* Tata Rose nie żyje, więc jest to rozmowa kiedy Rosalie "umiera". Jeśli chodzi o przekleństwa za czasu życia pana Watera używał ich bardzo dużo i jest to charakterystyczne dla niego.
___________________
Przychodzę do was z tym rozdziałem 16 z dniem opóźnienia, gdyż miałam go pisać wczoraj jednak moi znajomi wyciągnęli mnie z domu i rozdział poszedł się rąbać.
Żegnam was moi kochani i proszę pozostawcie po sobie komentarz, abym wiedziała nad czym mam dalej pracować oraz może podsuniecie mi jakiś swój pomysł?
Pozdrawiam
mocno, mocno
Honey †
Stoję jak wryta i nie mogę zacząć normalnie funkcjonować. Wydawało mi się, że kiedy Niall "umarł" nie potrafiłam sobie wyobrazić dalsze funkcjonowanie mojego życia teraz jednak kiedy na niego patrzę wolałam go martwego. W ogóle to całe wyobrażanie tego, że mogłabym być jego dziewczyną było chore.
Popatrzyłam na niego jeszcze raz i przez chwilę nawet przebiegła mi myśl czy nie strzelić do niego z łuku. Przynajmniej ludzie z Kapitolu by się nie nudzili.
I teraz możecie pomyśleć, że zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie ale na nic innego nie mogłam wpaść w tamtej chwili.
Podniosłam ciężki przedmiot z ziemi i rzuciłam nim w kierunku blondyna. Przy rzucie zamknęłam oczy odwróciłam się i zaczęłam biec w nie znaną mi stronę.
Wiatr porywał w swoje objęcia moje poplątane włosy robiąc z nich kupkę siana. Łzy ciekły mi po policzkach zamieniając się w szklane, zimne stróżki. Starłam je dłoniom gdyż nie chciałam aby pozostał po nich jakikolwiek ślad.
Miałam wrażenie, że okrążyłam całą arenę przynajmniej dwa razy. Kiedy odnalazłam naszą kryjówkę wpadłam do niej upadając na śpiącego Drake'a.
- Jezus Mariusz! Rose! Co ty do cholery robisz?
- Znalazłam Niall'a.- Nawet nie wiedziałam kiedy te słowa padły z moich ust. Tak bardzo nie chciałam aby się o tym dowiedzieli, a jednak moja jak zwykle nie wyparzona morda musiała się otworzyć tym razem.
- Na prawdę? Co mu jest? Gdzie on jest? Czemu nie ma go z tobą?- poleciał sznur pytań z ust mojego kolegi.
- Jest martwy.- skłamałam bo prawdę mówiąc tylko na tyle było mnie stać. Chciałam go tylko jak najszybciej wymazać z pamięci. Gdybym wcześniej miała możliwość spotkania go w innych okolicznościach możliwe, że bym się zgodziła jednak teraz wolałabym jakby go w ogóle nie było tutaj, jakby w ogóle nie istniał, jakby był martwy.
Drake'owi uśmiech szybciej zszedł z twarzy niż się pojawił. Wiedziałam, że kłamstwo nigdy nie wyjdzie mi na dobre, ale nie mogłam mu przecież powiedzieć, że Niall jest żywy i czeka w lesie najprawdopodobniej z raną wielkości dużego orzecha włoskiego.
Na niebie nie pokazano jeszcze poległych trybutów dlatego uzgodniłam sobie w myślach, że zanim usłyszę hymn opuszczę Katie i Drake'a wymykając się cicho.
Poczekałam z godzinę lub dwie, aż Drake ponownie zapadnie w sen i przeszłam do działania. Zabrałam zielony plecak na którym zawsze leżałam. Po napadzie mgły zostało nam nie wiele zapasów dlatego postanowiłam, że nie zabiorę tego zbyt dużo. Włożyłam jeszcze kilka potrzebnych mi do przeżycia rzeczy i wyszłam jak gdyby nigdy nic.
Przeszłam dość długi kawałek i przystanęłam na chwilę. Jaskinia nie była już całkowicie widoczna i szczerze mówiąc troszkę mi ulżyło. Zaczęłam biec. Chciałam uciec od tego jak najdalej.
Biegłam i po raz kolejny moje oczy zaszkliły się. Było by ze mną wszystko w porządku gdyby nie fakt, że wpadłam do jeziora na głębokość co najmniej dwóch metrów.
Jako, że urodziłam się w czwórce dobrze wiedziałam jak się pływa dlatego nie sprawił mi żaden problem dopłynięcia do brzegu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jestem w żadnym tam jeziorze tylko w morzu, a brzegiem nie jest co innego jak wyspa, a raczej róg obfitości.
Nagle stało się coś co szczerze mówiąc pamiętam jak przez mgłę.
Zaa rogu wyłonił się chłopak z trójki ( miał na imię Harry? kto to do cholery wie) i rzucił się z nożem w moją stronę. Nie myślałam za dużo w tamtym momencie. Wyciągnęłam strzałę z kołczanu i naciągnęłam ją na cięciwe. W ciągu dwóch sekund strzała przebiła mu krtań jednak on zdążył rzucić w moją stronę swoją broń. On padł martwy, a w moim brzuchu zagościło ostrze. Z tego wszystkiego pamiętam tylko, że piekło. Piekło i bolało gorzej niż jakikolwiek inny ból którego doznałam w moim życiu.
Później nastąpił mrok. Coraz ciemniejszy, aż w końcu nie widziałam niczego.
Przechadzałam się po łące, nie miałam na sobie butów, a zamiast mokrej trawy czułam jakbym stąpała po chmurach. Nagle w moje oczy uderzyło mocne światło i czułam się jakbym powoli stawała się ślepa. Zbliżała się do mnie ciemna postać o blisko nieokreślonych kształtach. Zaczęłam się cofać jednak ona podniosła dłoń w takim geście jakby chciała mnie uspokoić. Stanęłam w miejscu i czekałam na dalsze rozwinięcie akcji. Zbliżał się do mnie mężczyzna. Jednak nie był to zwykły mężczyzna lecz mój tata.
- Rosalie...
- Tata?
- Tak Rosalie, posłuchaj mnie uważnie. Strasznie mi przykro z powodu całej tej beznadziejnej sytuacji lecz na to nic poradzić nie mogę. Ale słuchaj, na arenie zostało was tylko sześciu. Ty, Niall, Katie, Drake, dziewczyna z dwójki i jej partner. Masz wielkie szanse wygrać jednak nie o to chodzi. Nie chcę abyś zabijała jeszcze więcej. Nie chcę aby tak cię zapamiętali.
- To co mam zrobić?
- Wymyślić coś innego coś co nigdy nie zdarzyło się w historii Głodowych Igrzysk.
- Tato, czy ja umarłam?
- Nie Rosalie, to jeszcze nie ten czas. Spieprzaj stąd, rozpierdol wszystko co się da niech jebnie z hukiem, aż tutaj w górze będzie słychać. *
Wtedy coś pociągnęło mnie na dół.
________
* Tata Rose nie żyje, więc jest to rozmowa kiedy Rosalie "umiera". Jeśli chodzi o przekleństwa za czasu życia pana Watera używał ich bardzo dużo i jest to charakterystyczne dla niego.
___________________
Przychodzę do was z tym rozdziałem 16 z dniem opóźnienia, gdyż miałam go pisać wczoraj jednak moi znajomi wyciągnęli mnie z domu i rozdział poszedł się rąbać.
Żegnam was moi kochani i proszę pozostawcie po sobie komentarz, abym wiedziała nad czym mam dalej pracować oraz może podsuniecie mi jakiś swój pomysł?
Pozdrawiam
mocno, mocno
Honey †