niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 15- Memories + informacje dotyczące rozdziałów

„Jak nie sprawiedliwe jest nasze szczęście?
To słowo kojarzy mi się z tobą
bo ty jesteś moim szczęściem”

Drake siłą odciąga mnie od ciała Nialla. Próbuję się wyrwać lecz po kolejnej próbie przestaję protestować i pozwalam aby postawił mnie na nogi. Spokój zaczyna do mnie powoli przychodzić. Nie płaczę już płaczem histerycznym jedynie trochę szlocham. Ocieram łzy wierzchem dłoni i wychodzę z jaskini. Nie obchodzi mnie, że na zewnątrz panuję mgła i nie wiemy jakie chemikalia się w niej znajdują. Jeszcze do nas nie doszła. A póki co jestem tymczasowo bezpieczna. Wlokę się z kolan i sztywno idę nad rzekę. Katie i Drake zaraz będą wynosić zwłoki blondyna, a ja nie mam zamiaru patrzeć jak ludzie z Kapitolu go zabierają. Zamiast tego wpatruję się w błękitną taflę wody. Nawet w tej chwili patrzenie na wodę może być fascynujące. Zbieram kamyki które fale wyrzuciły na brzeg. Zaczynam powoli rzucać po kolei je do wody. Myślę nad tym co robię. Pierwszy kamyk który miałam zamiar wrzucić był czarny i śliski. To mój tata. Czarne włosy i zawszę jego karmelowa skóra posmarowana dużą warstwą oliwki. Tak go zapamiętałam. Nie znałam go zbyt długo. Umarł kiedy miałam bodajże pięć lat. Znałam go zazwyczaj z opowieści mojej mamy lub babci. Wiedziałam o każdych jego wybrykach. Dowiedziałam się, że na ślub przyszedł w kapciach oraz szortach rybackich bo nigdzie nie mógł znaleźć garnituru ani butów. Dzięki Bogu mój wujek go poratował drugą parą czarnych spodni oraz butów. Na samą myśl o tym, że mój ojciec który zawsze był nieogarnięty, stoi przed ołtarzem w samych szortach oraz kapciach w czerwonych skarpetkach zbiera mi się na niezauważalny uśmiech. Drugą opowiastką, kiedy moja mama była ze mną w trzecim miesiącu ciąży było kiedy wybrali się na wycieczkę. Spakowali wszystko na wędkarską łódkę mojego taty i mieli się udać do domku nad jeziorem mojej cioci. Mieli tam spędzić romantyczny weekend z dala od ludzi z czwórki. Kiedy dopłynęli moja mama poszła do domku, gdyż była zmęczona, a mój ojciec, mądry człowiek, wybrał się na spacer. Długo nie wracał i moja mama zaczynała się denerwować. Włączyła radio, jak zawsze kiedy się denerwowała, i przełączyła na kanał 4. Spiker mówił coś bardzo szybko i głośno, zrozumiała tylko tyle, że znaleziono człowieka w jeziorze, czarne włosy,wysoki o karmelowej skórze. Moja mama wystraszona jak nigdy dotąd wybiegła z domku i udała się w kierunku jeziora. Zobaczyła tylko plecy strażnika pokoju oraz czerwoną taśmę odgradzającą miejsce wypadku. Zdezorientowana zaczęła się przepychać w stronę zdarzenia, gdy nagle dostrzegła mojego ojca na środku jeziora w drewnianej łódce z lornetką przy oczach. Pamiętam z tego jeszcze to, że kiedy wrócił do domku zrobiła mu wykład i do końca dnia się do niego nie odzywała.
Wróciłam myślami do teraźniejszości i popatrzyłam jeszcze raz na moje ręce, gdzie spoczywał czarny kamyk. Rzuciłam go czym prędzej do rzeki. Kamyk zapada szybko, tak jak znajomość z moim ojcem.
Drugi kamyk który trzymałam w ręce był koloru wyblakłej żółci. Przypominał mi kolor włosów Nialla. Przyłożyłam powoli kamyk do ust niczym Potter znicz w siódmej części jego przygód. Zaczęłam powoli sobie przypominać wszystkie chwile przed igrzyskami. Tą nieświadomość na dożynkach, naszą szokującą paradę trybutów, wywiady, dzień przed igrzyskami i w końcu tą arenę śmierci. Nasza przyjaźń nadaję się na scenariusz. Sama nie wiem co do niego czułam czuję. Kiedy nasze kartki trafiły na dożynkach byłam gotowa go zabić z zimną krwią i bez mrugnięcia oka. Teraz jednak na igrzyskach... ten pocałunek w jaskini. Może pocałowałam go dlatego aby nie poczuł się samotny? Może nawet nigdy go nie kochałam. Mam szesnaście lat, nie wiem co to miłość. To nawet przyjaźń nie była. Jedynie koleżeńska relacja potrzebna do przetrwania i dla rozrywki ludzi w Kapitolu. Muszę się go pozbyć z pamięci. Niall umarł. Już go nie ma. Muszę to zrozumieć. Rzucam kamień do wody jakby mnie poparzył. Pozbyłam się kamienia jakbym chciała się pozbyć jego z moich myśli.
Kolejny kamień jest brązowy. Ten przypomina mi włosy mojego przyjaciela z czwórki – Liama. Tylko on tak naprawdę potrafił mnie zrozumieć. Codziennie chodziliśmy na polowania bo on, tak jak ja nie nadajemy się do połowu ryb ze względu na dwie lewe ręce do tego przeznaczone. Codziennie udało nam się upolować przynajmniej wiewiórkę, a kiedy szczęście nam dopisywało nawet przepiórkę lub kuropatwę. Nawet pamiętam scenę naszego poznania, kiedy w pierwszy dzień w nowej szkole wszystkie dziewczynki miały długie, blond rozpuszczone włosy nakręcone na wałki. Nosiły przepiękne sukienki za kolana i wyglądały jak z bajki o Roszpunce. Wszystkie przechadzały się jak wielkie damy po sali jakby był to wybór na miss. Ja stałam z kwaśną miną i z rękami założonymi na siebie. Miałam na sobie sprane dżinsy z wywiniętymi nogawkami oraz czarną ¾ bluzkę. Na moich nogach gościły czarne glany, a jasno brązowe włosy miałam ciasno ściągnięte do tyłu gumką. Nie chcę abyście pomyśleli, że moją rodzinę nie było stać na jakiekolwiek ubrania i przez to wyglądałam jak wyglądałam. Oczywiście,że mieliśmy pieniądze nawet nadto,jak każdy mieszkaniec dystryktu czwartego. Mama kupiła mi sukienkę, lecz nie oszukujmy się, nikt nigdy Rose nie widział w eleganckim wdzianku. Tydzień przed pójściem do szkoły powiesiłam „zdobycz dla mnie” na ścianę i strzelałam do niej z łuku tak jak nauczył mnie mój tata. Aby zakończyć to bardzo efektownie, zakradłam się do kuchni i porwałam pudełko z zapałkami. Zapaliłam jedną i tak oto błękitna sukienka zamieniła się w płonącą pochodnię. Kiedy moja mama zobaczyła moje dzieło nie wyzywała mnie. Widocznie zrozumiała, że nigdy nie zrobi ze mnie księżniczki. Wspólnie zgasiłyśmy pochodnie i postanowiłyśmy, że sama wybiorę sobie strój.
Wtedy kiedy stałam w szarym kącie i miałam ochotę rzucić się do gardła chwalącej się cały czas blondynki imieniem Ashley, przyszedł Liam. Nie pamiętam naszej rozmowy, ale wyglądała mniej więcej tak: „Cześć jestem Liam, zostaniesz moją przyjaciółką?”. I tak właśnie zaczęła się nasza przyjaźń.
Rzuciłam kamieniem do rzeki. Czułam, że nawet bruneta, na którym zależało mi najbardziej, straciłam go w chwili rozpoczęcia igrzysk.
Wrzuciłam resztę kamieni do wody mówiąc krótkie „żegnajcie” do nie wymienionych mi osób i wróciłam do jaskini. Zignorowałam pytające spojrzenia dwójki sojuszników usiadłam w kącie jaskini który od początku należał do mnie. Rozłożyłam sobie koc, który znalazłam w jednym z plecaków, położyłam sobie jeszcze torbę wypchaną po brzegi ubraniami i podłożyłam sobie ją pod głowę. Zwinęłam się w kłębek niczym małe kociątko i wpatrywałam się bez celnie przed siebie. Zaczęłam recytować w myślach tekst piosenki która w moim dystrykcie była bardzo popularna. Była smutna, nawet bardzo jednak zdecydowanie należała do moich ulubionych.

Nie chcę pozwolić temu odjeść
Nie chcę stracić kontroli
Ja tylko chcę zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą

I nie chcę powiedzieć cichego „do widzenia”
bo nawet na to już mnie nie stać
czy może mi ktoś do cholery powiedzieć dlaczego?
Ja tylko przecież chcę zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą.

To nie sprawa aniołów, tylko nasza
Nie zwalaj winy tylko na mnie
Nie poddawaj się, a osiągniesz wszystko
Tylko proszę cię o tą jeszcze jedną chwilę
Abym mógł zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą

Mam nadzieję, że w przyszłości znowu się spotkamy
A światła smutku na zawszę zgasną
Mówiąc, że właśnie wróciłaś
Tylko proszę cię o tą jeszcze jedną chwilę
Abym mógł zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą.*

Może właśnie ta piosenka określa moje teraźniejsze położenie?
Wszyscy kładziemy się równo do spania zanim na niebie wyświetlą twarze poległych trybutów.
Mija kilka godzin i dziwię się jak Katie i Drake spokojnie potrafili zasnąć. A może tak jak ja nie śpią tylko starają się zasnąć? Po mnie widać, że nie mogę spać. Zaczynam od kręcenia się na moim legowisku i wyglądam bardziej jak pies goniący swój ogon. Dwie godziny później kiedy czuję jak powoli odchodzę w krainę snu budzą mnie głośne dźwięki hymnu.
Oh, no serio ludzie?
Później stawiam na chodzenie po jaskini. Zimny piasek mocno drażni moje bose stopy. W pewnym znaczeniu rani to bardzo mocno moje pięty i opuszki palców, a z drugiej strony jest mi bardzo przyjemnie, gdyż ten ból łagodzi inny który zachomikował się we mnie. Kiedy moje blade stopy napotykają się na kawałek szkła, zaczynam przeklinać w myślach i czym prędzej idę do mojego legowiska. W normalnych przypadkach wrzeszczałabym ze wściekłości, ale chcę aby moi sojusznicy się chociaż trochę wyspali. W pewnym stopniu mam wartę, chociaż zdaję sobie sprawę, że i tak nas nikt nie napadnie, ponieważ każdy chowa się na pewno gdzieś na drzewie chroniąc się przed nieznanymi chemikaliami z mgły. To co robię jest bez sensu, ale i tak na nic innego mnie nie stać bo jeśli komuś się wydaję, że dzisiaj usnę to się naprawdę grubo myli.
Zaczynam nucić w głowie kolejną melodię z któreś z piosenek. Piosenki które znałam na pamięć od deski do deski można zliczyć na palcach jednej ręki. Mój ojciec uwielbiał muzykę i sam grał na pianinie lub akordeonie. Te instrumenty do dzisiaj stoją w naszym domu i kiedy mama gdzieś wychodziła ja grywałam na pianinie melodie które mój tata zapisał na pergaminach i stworzył dość grubą książkę, razem z instrukcjami przeróżnych akordów, dzięków i techniki ułatwiania sobie gry na pianinie. Nauczyłam się na pamięć melodii piosenki „Tylko z tobą chcę zobaczyć te gwiazdy” oraz „Maybe”. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić, gdyż w pobliżu była zawsze mama. Ona kochała muzykę tak samo jak tata. Jednak po jego śmierci zamknęła się w sobie, a muzyka w naszym domu stała się zakazana. Śpiewanie czy granie na pianinie było dla mnie jak kosztowanie zakazanego owocu który, nie oszukujmy się, był naprawdę pyszny. Kiedy mama była w domu nie mogłyśmy śpiewać, grać, wybijać taktu, nucić lub nawet gwizdać. Każdy taki ruch kończył się dostaniem szmatą po twarzy lub rękach od matki. Piosenki słyszałam tylko na festiwalach z okazji powalenia dystryktu trzynastego, nigdy nie potrafiłam spamiętać całej piosenki które śpiewały wysokie panie z toną makijażu na twarzy podczas takich dni. Istniała tylko jedna piosenka którą można było śpiewać koło mamy nie narażając się na uderzenie szmatą. Był to hymn Panem który dla mnie był po prostu bez sensu. Cytując jeden, no może dwa wersy:

W ofierze za bunt i niezgody przyjmijcie igrzyska w ugody
stańcie do walki jak należy, a szczęście wam w życiu wam pobieży**

Kiedy uczyliśmy się go w szkole miałam bodajże siedem lat. Wyobraźcie sobie uczyć dziecko takich piosenek używając słów takich jak „pobieży”. Ludzie w dystryktach może i nie są głupi, ale w szkole nie uczą nas co oznaczają dane słowa. Tego musimy się dowiedzieć po prostu z życia.
Kończę rozmyślać nad muzyką w naszych dystryktach i wstaje na nogi. Zakładam na stopy skarpetki oraz czarne glany które znalazłam w któreś z toreb. Zakładam nieprzemakalną kurtkę, lecz nie zapinam jej. Ściągam ciasno włosy do tyłu i wiąże mocno gumką. Zabieram łuk który stał oparty o ścianę w jaskini. Zakładam kołczan na plecy i po cichu gramolę się i wychodzę z jaskini. Kieruję się do lasu, nie widzę, żadnej żywej osoby. Pewnie pochowali się gdzieś na plaży lub w dziurach w lesie. Idę i dostrzegam wysoką osobę. Wyciągam strzałę i napinam ją na cięciwę. Biegnę w kierunku postaci i kiedy mam już strzelać człowiek zatrzymuję mnie ręką
- Przyszłaś mnie dobić kochanie?- szepczę Niall.
___
_ ____________
Witajcie kochani!
Postanowiłam, że rozdziały będą dodawane przynajmniej w takiej długości co miesiąc. Ten jest dość krótki bo zajął mi cztery libreofficowe strony. Jednak ja wiem,że LibreOffice oszukuje, gdyż jedno z opowiadań w Wordzie miało 98 stron a w LibreOffice 63. Rozdziały będą regularnie dodawane co miesiąc czyli kolejny rozdział (16) przypadnie 20 maja. Niestety z powodu mojej wycieczki szkolnej rozdziału doczekacie się pięć dni później czyli 25 maja. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał i szipperów Nose nie rozczarowałam :) Jak widzicie ułożyłam krótką piosenkę jak myślicie jakimi piosenkami się posłużyłam ? :) Już nie długo będę zmieniać muzykę na blogu bo mam wrażenie, że już wszystkim dawno się znudziła.
PS. Moja mama mnie zmotywowała i napisałam dla was ten rozdział, gdyż miałam go przesunąć na sobotę.
PS.2. Zaczęłam pisać książkę, ale na razie ciii …..

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia 25 maja
Honey † (Annabeth Mellark)

* Piosenka wymyślona na potrzeby opowiadania przez Honey † (Annabeth Mellark) nie wyrażam zgody na kopiowanie bez mojej wiedzy. Wystarczy, że do mnie napiszesz, że chcesz ją gdzieś wykorzystać z chęcią ci pozwolę tylko pamiętaj aby dodać skąd ona pochodzi.

** Kawałek hymnu wymyślony na potrzeby opowiadania przez Honey †(Annabeth Mellark)

3 komentarze:

  1. Wow..
    Super rozdział.
    Czekam na następny...
    i szczerze mówiąc nke wiem czego sie spodziewać.
    Mam nadzieje że nas milo zaskoczysz.
    Pozdrowionka i duzo weny życze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaak!!!:) Niall żyje!:D. Wiedziałam, że mi go nie zabijesz!;) Mojego Niallusia?!Rozdział świetny, piosenki śliczne:) Czekam na wątek miłosny, i następny rozdział;)
    Nie mogę się już doczekać:)
    Natka99<3

    P.S. W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http:// through-the-dark-1d-fanfiction.blogspot.com

    Liczę, że wejdziesz i wyrazisz swoją opinię:D

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Przyszlas mnie dobić kochanie?'
    To mnie zabilo, idk czemu
    Jejku rozdzial jest wspaniały i czekam na kolejny :)
    @awhhood

    OdpowiedzUsuń