„Jak nie sprawiedliwe
jest nasze szczęście?
To słowo kojarzy mi się z
tobą
bo ty jesteś moim
szczęściem”
Drake siłą odciąga
mnie od ciała Nialla. Próbuję się wyrwać lecz po kolejnej próbie
przestaję protestować i pozwalam aby postawił mnie na nogi. Spokój
zaczyna do mnie powoli przychodzić. Nie płaczę już płaczem
histerycznym jedynie trochę szlocham. Ocieram łzy wierzchem dłoni
i wychodzę z jaskini. Nie obchodzi mnie, że na zewnątrz panuję
mgła i nie wiemy jakie chemikalia się w niej znajdują. Jeszcze do
nas nie doszła. A póki co jestem tymczasowo bezpieczna. Wlokę się
z kolan i sztywno idę nad rzekę. Katie i Drake zaraz będą wynosić
zwłoki blondyna, a ja nie mam zamiaru patrzeć jak ludzie z Kapitolu
go zabierają. Zamiast tego wpatruję się w błękitną taflę wody.
Nawet w tej chwili patrzenie na wodę może być fascynujące.
Zbieram kamyki które fale wyrzuciły na brzeg. Zaczynam powoli
rzucać po kolei je do wody. Myślę nad tym co robię. Pierwszy
kamyk który miałam zamiar wrzucić był czarny i śliski. To mój
tata. Czarne włosy i zawszę jego karmelowa skóra posmarowana dużą
warstwą oliwki. Tak go zapamiętałam. Nie znałam go zbyt długo.
Umarł kiedy miałam bodajże pięć lat. Znałam go zazwyczaj z
opowieści mojej mamy lub babci. Wiedziałam o każdych jego
wybrykach. Dowiedziałam się, że na ślub przyszedł w kapciach
oraz szortach rybackich bo nigdzie nie mógł znaleźć garnituru ani
butów. Dzięki Bogu mój wujek go poratował drugą parą czarnych
spodni oraz butów. Na samą myśl o tym, że mój ojciec który
zawsze był nieogarnięty, stoi przed ołtarzem w samych szortach
oraz kapciach w czerwonych skarpetkach zbiera mi się na
niezauważalny uśmiech. Drugą opowiastką, kiedy moja mama była ze
mną w trzecim miesiącu ciąży było kiedy wybrali się na
wycieczkę. Spakowali wszystko na wędkarską łódkę mojego taty i
mieli się udać do domku nad jeziorem mojej cioci. Mieli tam spędzić
romantyczny weekend z dala od ludzi z czwórki. Kiedy dopłynęli
moja mama poszła do domku, gdyż była zmęczona, a mój ojciec,
mądry człowiek, wybrał się na spacer. Długo nie wracał i moja
mama zaczynała się denerwować. Włączyła radio, jak zawsze kiedy
się denerwowała, i przełączyła na kanał 4. Spiker mówił coś
bardzo szybko i głośno, zrozumiała tylko tyle, że znaleziono
człowieka w jeziorze, czarne włosy,wysoki o karmelowej skórze.
Moja mama wystraszona jak nigdy dotąd wybiegła z domku i udała się
w kierunku jeziora. Zobaczyła tylko plecy strażnika pokoju oraz
czerwoną taśmę odgradzającą miejsce wypadku. Zdezorientowana
zaczęła się przepychać w stronę zdarzenia, gdy nagle dostrzegła
mojego ojca na środku jeziora w drewnianej łódce z lornetką przy
oczach. Pamiętam z tego jeszcze to, że kiedy wrócił do domku
zrobiła mu wykład i do końca dnia się do niego nie odzywała.
Wróciłam myślami do
teraźniejszości i popatrzyłam jeszcze raz na moje ręce, gdzie
spoczywał czarny kamyk. Rzuciłam go czym prędzej do rzeki. Kamyk
zapada szybko, tak jak znajomość z moim ojcem.
Drugi kamyk który
trzymałam w ręce był koloru wyblakłej żółci. Przypominał mi
kolor włosów Nialla. Przyłożyłam powoli kamyk do ust niczym
Potter znicz w siódmej części jego przygód. Zaczęłam powoli
sobie przypominać wszystkie chwile przed igrzyskami. Tą
nieświadomość na dożynkach, naszą szokującą paradę trybutów,
wywiady, dzień przed igrzyskami i w końcu tą arenę śmierci.
Nasza przyjaźń nadaję się na scenariusz. Sama nie wiem co do
niego czułam czuję. Kiedy nasze kartki trafiły na
dożynkach byłam gotowa go zabić z zimną krwią i bez mrugnięcia
oka. Teraz jednak na igrzyskach... ten pocałunek w jaskini. Może
pocałowałam go dlatego aby nie poczuł się samotny? Może nawet
nigdy go nie kochałam. Mam szesnaście lat, nie wiem co to miłość.
To nawet przyjaźń nie była. Jedynie koleżeńska relacja potrzebna
do przetrwania i dla rozrywki ludzi w Kapitolu. Muszę się go pozbyć
z pamięci. Niall umarł. Już go nie ma. Muszę to zrozumieć.
Rzucam kamień do wody jakby mnie poparzył. Pozbyłam się kamienia
jakbym chciała się pozbyć jego z moich myśli.
Kolejny kamień jest
brązowy. Ten przypomina mi włosy mojego przyjaciela z czwórki –
Liama. Tylko on tak naprawdę potrafił mnie zrozumieć. Codziennie
chodziliśmy na polowania bo on, tak jak ja nie nadajemy się do
połowu ryb ze względu na dwie lewe ręce do tego przeznaczone.
Codziennie udało nam się upolować przynajmniej wiewiórkę, a
kiedy szczęście nam dopisywało nawet przepiórkę lub kuropatwę.
Nawet pamiętam scenę naszego poznania, kiedy w pierwszy dzień w
nowej szkole wszystkie dziewczynki miały długie, blond rozpuszczone
włosy nakręcone na wałki. Nosiły przepiękne sukienki za kolana i
wyglądały jak z bajki o Roszpunce. Wszystkie przechadzały się jak
wielkie damy po sali jakby był to wybór na miss. Ja stałam z
kwaśną miną i z rękami założonymi na siebie. Miałam na sobie
sprane dżinsy z wywiniętymi nogawkami oraz czarną ¾ bluzkę. Na
moich nogach gościły czarne glany, a jasno brązowe włosy miałam
ciasno ściągnięte do tyłu gumką. Nie chcę abyście pomyśleli,
że moją rodzinę nie było stać na jakiekolwiek ubrania i przez to
wyglądałam jak wyglądałam. Oczywiście,że mieliśmy pieniądze
nawet nadto,jak każdy mieszkaniec dystryktu czwartego. Mama kupiła
mi sukienkę, lecz nie oszukujmy się, nikt nigdy Rose nie widział w
eleganckim wdzianku. Tydzień przed pójściem do szkoły powiesiłam
„zdobycz dla mnie” na ścianę i strzelałam do niej z łuku tak
jak nauczył mnie mój tata. Aby zakończyć to bardzo efektownie,
zakradłam się do kuchni i porwałam pudełko z zapałkami.
Zapaliłam jedną i tak oto błękitna sukienka zamieniła się w
płonącą pochodnię. Kiedy moja mama zobaczyła moje dzieło nie
wyzywała mnie. Widocznie zrozumiała, że nigdy nie zrobi ze mnie
księżniczki. Wspólnie zgasiłyśmy pochodnie i postanowiłyśmy,
że sama wybiorę sobie strój.
Wtedy kiedy stałam w
szarym kącie i miałam ochotę rzucić się do gardła chwalącej
się cały czas blondynki imieniem Ashley, przyszedł Liam. Nie
pamiętam naszej rozmowy, ale wyglądała mniej więcej tak: „Cześć
jestem Liam, zostaniesz moją przyjaciółką?”. I tak właśnie
zaczęła się nasza przyjaźń.
Rzuciłam kamieniem do
rzeki. Czułam, że nawet bruneta, na którym zależało mi
najbardziej, straciłam go w chwili rozpoczęcia igrzysk.
Wrzuciłam resztę
kamieni do wody mówiąc krótkie „żegnajcie” do nie
wymienionych mi osób i wróciłam do jaskini. Zignorowałam pytające
spojrzenia dwójki sojuszników usiadłam w kącie jaskini który od
początku należał do mnie. Rozłożyłam sobie koc, który
znalazłam w jednym z plecaków, położyłam sobie jeszcze torbę
wypchaną po brzegi ubraniami i podłożyłam sobie ją pod głowę.
Zwinęłam się w kłębek niczym małe kociątko i wpatrywałam się
bez celnie przed siebie. Zaczęłam recytować w myślach tekst
piosenki która w moim dystrykcie była bardzo popularna. Była
smutna, nawet bardzo jednak zdecydowanie należała do moich
ulubionych.
Nie chcę pozwolić
temu odjeść
Nie chcę stracić
kontroli
Ja tylko chcę
zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą
I nie chcę powiedzieć
cichego „do widzenia”
bo nawet na to już
mnie nie stać
czy może mi ktoś do
cholery powiedzieć dlaczego?
Ja tylko przecież
chcę zobaczyć te gwiazdy właśnie z tobą.
To nie sprawa aniołów,
tylko nasza
Nie zwalaj winy tylko
na mnie
Nie poddawaj się, a
osiągniesz wszystko
Tylko proszę cię o
tą jeszcze jedną chwilę
Abym mógł zobaczyć
te gwiazdy właśnie z tobą
Mam nadzieję, że w
przyszłości znowu się spotkamy
A światła smutku na
zawszę zgasną
Mówiąc, że właśnie
wróciłaś
Tylko proszę cię o
tą jeszcze jedną chwilę
Abym mógł zobaczyć
te gwiazdy właśnie z tobą.*
Może
właśnie ta piosenka określa moje teraźniejsze położenie?
Wszyscy
kładziemy się równo do spania zanim na niebie wyświetlą twarze
poległych trybutów.
Mija
kilka godzin i dziwię się jak Katie i Drake spokojnie potrafili
zasnąć. A może tak jak ja nie śpią tylko starają się zasnąć?
Po mnie widać, że nie mogę spać. Zaczynam od kręcenia się na
moim legowisku i wyglądam bardziej jak pies goniący swój ogon.
Dwie godziny później kiedy czuję jak powoli odchodzę w krainę
snu budzą mnie głośne dźwięki hymnu.
Oh, no serio ludzie?
Później stawiam na chodzenie po jaskini. Zimny piasek mocno drażni
moje bose stopy. W pewnym znaczeniu rani to bardzo mocno moje pięty
i opuszki palców, a z drugiej strony jest mi bardzo przyjemnie, gdyż
ten ból łagodzi inny który zachomikował się we mnie. Kiedy moje
blade stopy napotykają się na kawałek szkła, zaczynam przeklinać
w myślach i czym prędzej idę do mojego legowiska. W normalnych
przypadkach wrzeszczałabym ze wściekłości, ale chcę aby moi
sojusznicy się chociaż trochę wyspali. W pewnym stopniu mam wartę,
chociaż zdaję sobie sprawę, że i tak nas nikt nie napadnie,
ponieważ każdy chowa się na pewno gdzieś na drzewie chroniąc się
przed nieznanymi chemikaliami z mgły. To co robię jest bez sensu,
ale i tak na nic innego mnie nie stać bo jeśli komuś się wydaję,
że dzisiaj usnę to się naprawdę grubo myli.
Zaczynam
nucić w głowie kolejną melodię z któreś z piosenek. Piosenki
które znałam na pamięć od deski do deski można zliczyć na
palcach jednej ręki. Mój ojciec uwielbiał muzykę i sam grał na
pianinie lub akordeonie. Te instrumenty do dzisiaj stoją w naszym
domu i kiedy mama gdzieś wychodziła ja grywałam na pianinie
melodie które mój tata zapisał na pergaminach i stworzył dość
grubą książkę, razem z instrukcjami przeróżnych akordów,
dzięków i techniki ułatwiania sobie gry na pianinie. Nauczyłam
się na pamięć melodii piosenki „Tylko z tobą chcę zobaczyć te
gwiazdy” oraz „Maybe”. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić,
gdyż w pobliżu była zawsze mama. Ona kochała muzykę tak samo jak
tata. Jednak po jego śmierci zamknęła się w sobie, a muzyka w
naszym domu stała się zakazana. Śpiewanie czy granie na pianinie
było dla mnie jak kosztowanie zakazanego owocu który, nie oszukujmy
się, był naprawdę pyszny. Kiedy mama była w domu nie mogłyśmy
śpiewać, grać, wybijać taktu, nucić lub nawet gwizdać. Każdy
taki ruch kończył się dostaniem szmatą po twarzy lub rękach od
matki. Piosenki słyszałam tylko na festiwalach z okazji powalenia
dystryktu trzynastego, nigdy nie potrafiłam spamiętać całej
piosenki które śpiewały wysokie panie z toną makijażu na twarzy
podczas takich dni. Istniała tylko jedna piosenka którą można
było śpiewać koło mamy nie narażając się na uderzenie szmatą.
Był to hymn Panem który dla mnie był po prostu bez sensu. Cytując
jeden, no może dwa wersy:
W ofierze za bunt i
niezgody przyjmijcie igrzyska w ugody
stańcie do walki jak
należy, a szczęście wam w życiu wam pobieży**
Kiedy
uczyliśmy się go w szkole miałam bodajże siedem lat. Wyobraźcie
sobie uczyć dziecko takich piosenek używając słów takich jak
„pobieży”. Ludzie w dystryktach może i nie są głupi, ale w
szkole nie uczą nas co oznaczają dane słowa. Tego musimy się
dowiedzieć po prostu z życia.
Kończę
rozmyślać nad muzyką w naszych dystryktach i wstaje na nogi.
Zakładam na stopy skarpetki oraz czarne glany które znalazłam w
któreś z toreb. Zakładam nieprzemakalną kurtkę, lecz nie zapinam
jej. Ściągam ciasno włosy do tyłu i wiąże mocno gumką.
Zabieram łuk który stał oparty o ścianę w jaskini. Zakładam
kołczan na plecy i po cichu gramolę się i wychodzę z jaskini.
Kieruję się do lasu, nie widzę, żadnej żywej osoby. Pewnie
pochowali się gdzieś na plaży lub w dziurach w lesie. Idę i
dostrzegam wysoką osobę. Wyciągam strzałę i napinam ją na
cięciwę. Biegnę w kierunku postaci i kiedy mam już strzelać
człowiek zatrzymuję mnie ręką
-
Przyszłaś mnie dobić kochanie?- szepczę Niall.
___
_
____________
Witajcie kochani!
Postanowiłam, że
rozdziały będą dodawane przynajmniej w takiej długości co
miesiąc. Ten jest dość krótki bo zajął mi cztery libreofficowe
strony. Jednak ja wiem,że LibreOffice oszukuje, gdyż jedno z
opowiadań w Wordzie miało 98 stron a w LibreOffice 63. Rozdziały
będą regularnie dodawane co miesiąc czyli kolejny rozdział (16)
przypadnie 20 maja. Niestety z powodu mojej wycieczki szkolnej
rozdziału doczekacie się pięć dni później czyli 25 maja. Mam
nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał i szipperów Nose nie
rozczarowałam :) Jak widzicie ułożyłam krótką piosenkę jak
myślicie jakimi piosenkami się posłużyłam ? :) Już nie długo
będę zmieniać muzykę na blogu bo mam wrażenie, że już
wszystkim dawno się znudziła.
PS. Moja mama mnie
zmotywowała i napisałam dla was ten rozdział, gdyż miałam go
przesunąć na sobotę.
PS.2. Zaczęłam pisać
książkę, ale na razie ciii …..
Pozdrawiam serdecznie
i do zobaczenia 25 maja
Honey † (Annabeth
Mellark)
* Piosenka wymyślona
na potrzeby opowiadania przez Honey † (Annabeth Mellark) nie
wyrażam zgody na kopiowanie bez mojej wiedzy. Wystarczy, że do mnie
napiszesz, że chcesz ją gdzieś wykorzystać z chęcią ci pozwolę
tylko pamiętaj aby dodać skąd ona pochodzi.
** Kawałek hymnu
wymyślony na potrzeby opowiadania przez Honey †(Annabeth Mellark)
Wow..
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
Czekam na następny...
i szczerze mówiąc nke wiem czego sie spodziewać.
Mam nadzieje że nas milo zaskoczysz.
Pozdrowionka i duzo weny życze :D
Taaak!!!:) Niall żyje!:D. Wiedziałam, że mi go nie zabijesz!;) Mojego Niallusia?!Rozdział świetny, piosenki śliczne:) Czekam na wątek miłosny, i następny rozdział;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać:)
Natka99<3
P.S. W wolnej chwili zapraszam do mnie:
http:// through-the-dark-1d-fanfiction.blogspot.com
Liczę, że wejdziesz i wyrazisz swoją opinię:D
'Przyszlas mnie dobić kochanie?'
OdpowiedzUsuńTo mnie zabilo, idk czemu
Jejku rozdzial jest wspaniały i czekam na kolejny :)
@awhhood